wtorek, 21 lutego 2012

Granice

Wyznaczanie granic 3-latkowi bywa tak bardzo dewastujące... sprawia, że stajesz się Matką-Polką-zakazową. Słyszę siebie i już nie znoszę za to, że sama sobie wydaję się taką, co to tylko mówi, tłumaczy - nawet jeśli nader spokojnie - czego nie wolno, dlaczego nie wolno itd. Bleee.... Wiem, że trzeba być konsekwentnym, że nie ma co się denerwować, że trzeba tłumaczyć i tłumaczyć, wyznaczać te granice - i to teraz, bo potem będzie za późno - że Córcia testuje nas i musi, bo taka jest kolej rzeczy, taki etap, ale... nie chciałabym zostać taką matką-Cerberem. A tak się ostatnio czuję. Szczególnie teraz kiedy coraz szybciej się męczę, od 2 m-cy walczę z przeziębieniami swoimi i nie tylko, a coraz większy brzuchol nie pozwala mi się co chwilę zrywać z miejsca czy schylać i rozpoznaję znane z poprzedniej ciąży uczucie bycia wielorybem... Hmmm... wieloryb powinien napawać respektem już z racji swojej postury, czyż nie? Jakoś nie działa. :) A wieloryb - dumny nawet, że nie krzyczy tylko tłumaczy - zignorowany ma ochotę ronić łzy wielkie jak na wieloryba przystało. A potem wyrzuca sobie te nerwy, bo po co, bo i tak nic nie dają, bo stresują być może to wielorybiątko co pływa w brzuchu, a na to, co już od 3 lat pływa obok i tak nie mają wpływu.
A potem to 3-letnie wielorybiątko przychodzi z rysunkiem dla tej matki-Cerberki zrobionym z własnej inicjatywy... to może nie warto tak przeżywać, że się nie jest czasem taką super mamą, jaką chciałoby się być? Tylko skąd czasem brać siły, żeby dalej tłumaczyć, tłumaczyć i tłumaczyć... chyba tylko obwiesić się takimi rysunkami... ech...

niedziela, 5 lutego 2012

Blog... coś jak blog...

Mamy myśli przeróżne... przeróżne myśli mamy... myśli przeróżne mam mamą będąc... i taki będzie ten blog. O tym co mamie w głowie piszczy :) Mnie się przyda do spisywania tych myśli, tych ulotnych chwil, tych inspiracji pochodzących od własnego dziecka, czy tych po prostu tematów, które - mniej lub bardziej ważne - we mnie tkwią, a potrzebują sobie wyjść. A do pisania do szuflady to ja się nie nadaję. Sprawdzałam... :) jak widać po poniższej dacie. Więc może jakiś odzew? Może innym mamom (i nie-mamom, a co to szkodzi!) się spodoba, może coś z tego też się przyda, może uśmiech wywoła?
A teraz nastąpi wstęp. Napisany? 10.01.2010... (!) Wprowadzony w życie? Dziś!

***

Mam specjalny notes, w którym notuję wszystkie ważne rzeczy od momentu kiedy urodziła się moja Córcia. Miałam go ze sobą już w szpitalu. Planowałam zapisywać w nim jakieś zalecenia czy wydarzenia, o których nie chciałabym zapomnieć po wyjściu ze szpitala. Przewidywałam (i nadal przewiduję) rodzeństwo dla Córci, więc chciałam zapisywać to wszystko jako wskazówki do wykorzystania przy drugim maluchu, wychodząc z założenia, że po jakimś czasie wszystko się zaciera i zapomina się szczegóły, które przy pierwszym dziecku stały się sprawami zasadniczymi: kiedy zmienić pieluszkę? jak ułożyć do spania? czy to prosta sprawa założyć rękawiczki-niedrapki kilkugodzinnemu maluchowi (nie!)

Zamiast spać po porodzie (o 20.45) jechałam na takiej adrenalinie, że mimo wenflonu w łokciu i ogólnego bólu notes był cały czas w użyciu. Spisałam w skrócie wszystko, co działo się od porodu, wszystkie fakty od wagi, wzrostu, skali Apgar przez postępy w karmieniu po dolegliwości, które mnie nękały. Nie wiedziałam czego się spodziewać w następnych dniach i wobec tego wszystko mogło się okazać ważne, żeby było z czym porównać mój czy Córci stan.

Po powrocie do domu kontynuowałam zapiski, najpierw codziennie, potem, kiedy córcia zaczęła jeść już na dobre, ledwo miałam czas zapisać godziny karmień, nieraz lewą ręką. Potem znów codziennie, po kilku miesiącach co kilka dni, potem co tydzień, potem sporadycznie podsumowując największe Córci osiągnięcia. Teraz córcia ma 10 miesięcy i tyle się dzieje, że już nie nadążam. Już wiem, że pewne rzeczy (szczególnie z zakresu „obsługi i higieny”) będę pamiętać przy drugim dziecku i bez mojego notesiku. Przed porodem mimo opowiadań mamy, teściowej, szkoły rodzenia czy własnych doświadczeń (14 lat młodsza siostra – przydało się, bo w szpitalu natychmiast przypomniało się rękom jak się zmienia pieluchę) wszystko było tylko w teorii, wszystko miało być pierwsze i to uczucie nigdy się nie powtórzy. Już zawsze będę bazować na tym, co już przeżyłam z Córcią, towarzyszyć będzie mi świadomość, że po prostu wiem jak pewne rzeczy wyglądają, jakie to uczucie, czego się spodziewać. Wtedy? Najlepszy przykład:
- Panie doktorze, rozpoznaję już te skurcze przepowiadające, wiem kiedy przy nich oddychać i przechodzą, ale tak się trochę niepokoję, skąd ja będę wiedziała, że to już, kiedy przyjdą te „prawdziwe” skurcze? Czy one jakoś inaczej bolą? Po czym się zorientować?
- Niech się pani nie martwi. Będzie pani wiedziała. [a jednak mieliśmy falstart, a teraz bym już wiedziała] Poza tym, jeśli chodzi o ból, to to jednak jest subiektywne. Jest możliwe, że one wcale tak bardzo nie bolą tylko każda kobieta to trochę inaczej odbiera [żebym ja panu mogła powiedzieć podczas porodu jak ja je odbierałam!!! Żeby choć jeden facet kiedyś urodził i mógł innym opowiedzieć, to może by takich pocieszeń kobiecie w ciąży nie serwowali!]

A teraz? Teraz już wiem. Ale kiedy czytam moje zapiski, widzę wszystko od nowa, poznaję te uczucia, które mi towarzyszyły kiedy pisałam tamte słowa, widzę emocje – dosłownie, nieraz po koślawych literach pisanych w łóżku przy śpiącej córci lub bo ja nie mogłam spać albo bo źle się czułam; lewą ręką, bo na prawej córcia, a nie chciałam zapomnieć lub nie wiedziałam czy potem będę miała chwilę, by uzupełnić notatki; po kulfonach roztartych od łzy (ta....hormony...), co spadła na notes w najgorszych momentach i przy kryzysie laktacyjnym. Teraz ten notes to jak historia. Może mało ważna dla ludzkości, ale ważna dla tego małego człowieka, co teraz śpi w pokoju obok. Może kiedyś, kiedy sama zostanie mamą (jaką abstrakcją jest tak o niej myśleć!), dam jej go, żeby zobaczyła, że jak to jest być matką, zrozumie tylko inna matka i że nie jest lekko nie tylko jej. Dam dopiero po porodzie, wcześniej nie – po co straszyć dziewczynę :)

Ten cały przydługi wstęp jest po to chyba, by uzasadnić przed samą sobą czemu to piszę. Nagle mam taką potrzebę. Nagle teraz, kiedy jestem mamą kłębią mi się w głowie tysiące myśli (same złote!), snują się jedna za drugą, szczególnie, kiedy karmię Małą i mam czas tylko na myślenie. Do tej pory nie znosiłam, kiedy moja mama mówiła „oj, zobaczysz/zrozumiesz jak sama będziesz matką”. Denerwowało mnie, że teraz to niby co? Nie rozumiem? Ale teraz się zgadzam, przyzwalam na to, że co do niektórych spraw faktycznie tak jest. Pierwszy i chyba najważniejszy przykład: nie sposób opisać jak wielka jest ta miłość, co powstaje wraz z tym małym człowiekiem... wyobrażałam sobie jak może być wielka i silna, ale że użyję kolejnego frazesu, rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania. I mam potrzebę zapisać to wszystko, co mi się w głowie kłębi. A jeśli ktoś myśli podobnie lub po prostu mu się spodoba... zapraszam do czytania.

Myśl pierwsza:

Jestem mamą. Dwa słowa, a tyle znaczą. Jakie to ponure w dzisiejszych czasach, że pytanie „kim jesteś?” kojarzymy automatycznie z zawodem. Jestem nauczycielem, prawnikiem, menedżerem, pielęgniarką, biznesmenem, pracuję tu, pracuję tam... jakby inne życiowe role były mniej ważne. W dobie konsultantów i specjalistów (czy ktoś jeszcze zauważył, że im dłuższa nazwa stanowiska, tym bardziej nie wiadomo o co chodzi?) wszelkie inne zadania schodzą na dalszy plan. Moja mama pół żartem pół serio mawia, że ja i moja siostra jesteśmy jej największymi osiągnięciami życiowymi. Podejrzewam, że inni rodzice też mogliby tak powiedzieć o swoich dzieciach. To czemu nie mówimy „Jestem czyimś rodzicem/dzieckiem/rodzeństwem”? Mam to szczęście, że jestem teraz z córcią w domu. Nie pracuję na etacie. Obserwuję jak rośnie, rozwija się i cieszę się każdym nowym szczegółem. Wyobrażałam sobie w ciąży jak to będzie. Nie byłam pewna – bo czy można być – czy będę wystarczająco cierpliwa, czy może będę chciała uciekać z domu. Teraz uważam, że to najlepsza „praca” na świecie. Teraz kiedy jestem mamą, czuję się bardziej kobietą. Lepiej widzę swoją rolę w życiu we wszystkich odcieniach. Pełniej czuję się żoną, córką, siostrą. Jeśli ktoś zapyta mnie kim jestem? Jestem „Specjalistką od potrzeb psychologicznych i fizjologicznych mojej córki, od diety, organizacji czasu, opieki medycznej, jestem jej K.O.wcem, nauczycielem, kompanem do zabawy, ochroniarzem, pocieszycielem, mlekodajną piersią do przytulenia, trenerem wychowania fizycznego, przewodnikiem po świecie, konsultantem do spraw sprzętu i rozśmieszania”. Jestem mamą.